Wasze pierwsze dni w Irlandii
Galway.pl 15 lutego 2019
Pierwsze dni w nowym kraju bywają trudne. Mało kto przyjechał do Irlandii z workiem pieniędzy, które wystarczyłyby na przyzwoity dach nad głową i spokojne przetrwanie do pierwszej wypłaty. Większość z nas musiała zacisnąć zęby by iść naprzód.
Kupowaliśmy tosty i Nutellę w Lidlu i tak udało nam się przetrwać do pierwszej wypłaty – mówi Konrad
To byliście bogaci. My jedliśmy tosty z tartą marchewką – śmieje się Alicja.
Moja dziewczyna lubiła chodzić na Salthill i patrzeć jak ludzie karmią łabędzie. Ja myślałem wtedy tylko o tym żeby takiego łabędzia upiec bo chciało mi się mięsa – mówi Wojtek.
Pierwsza praca
Największa fala emigracji miała miejsce tuż po otwarciu rynku pracy przez Irlandię czyli w 2004 roku. Dla wielu Polaków, którzy przybyli wtedy na Zieloną Wyspę były to złote czasy:
Praca czekała za każdym rogiem i można było zacząć praktycznie z miejsca. Zobaczyłem kartkę na stacji benzynowej więc wszedłem zapytać o co kaman. Tego samego dnia wieczorem dostałem telefon czy mogę zacząć pracę od rana – wspomina Piotr, który przyleciał do Irlandii latem 2004 roku.
Mieszkanie
Znalezienie lokum nie stanowiło problemu. Galway Advertiser pełen był ofert z dostępnymi apartamentami w każdym miejscu miasta, wystarczyło tylko poczekać do najnowszego wydania tygodnika.
Zanim dostaliśmy PPS mieszkaliśmy w Sleepzone bo serwowali nielimitowane śniadania i mieli darmowy dostęp do internetu. Poza tym można było pomachać do kamery w recepcji i pokazać się rodzicom w Polsce. W hostelu poznaliśmy Polaków, z którymi potem wynajęliśmy apartament z dwiema sypialniami za €800 na Lough Atalia – relacjonuje Ewa.
Internet
Przecierający szlaki Polacy mimo dostępnych na wyciągnięcie ręki pokoi do wynajęcia i pracy, napotykali też na przeszkody.
Połączenia telefoniczne z Polską kosztowały mnie kupę kasy, a nie wszędzie był internet. Już na pewno nie w domach do wynajęcia. Od koleżanek studentek miałam hasło do sieci na NUIG więc żeby poczatować z mamą logowałam się do internetu na uczelni.
Polskie usługi
Szybko, choć nie od razu zaczęły się w Irlandii pojawiać polskie usługi. Najpierw mniej potem bardziej zorganizowane.
Jakiś facet sprzedawał polskie mięso z furgonu pod Tesco. Można było kupić krakowską suchą i polędwicę sopocką – smakowały fantastycznie w porównaniu do irlandzkich wędlin.
Papu w Galway był pierwszym polskim sklepem z prawdziwego zdarzenia. Przyjemny wystrój, miła obsługa i dogodna lokalizacja sprawiły, że nie musieliśmy już jeździć po ruskich sklepach na obrzeżach – mówi Magda, która w Galway jest od 20 lat.
Wszyscy jeździliśmy na Parkmore autobusem z Eyre Square za €2 i tak samo wracaliśmy. Z jakiegoś powodu własne auta mieli tylko budowlańcy, których uznawaliśmy za wielkie szychy bo nie musieli pracować gdy padał deszcz” – śmieje się Ewelina.
Rodzina i znajomi
Z czasem do Polaków świeżo osiedlonych w Irlandii zaczęli przyjeżdżać w odwiedziny znajomi i rodzina.
Kto przyjechał trzeba było z nim odbębnić obowiązkową wycieczkę na Klify Moheru i do zamku w Cong i słuchać przy tym och i ach o trawie, która jest taka zielona i murki tak pięknie poukładane, a te owce…
Niejednokrotnie odwiedzającym tak spodobała się Zielona Wyspa, że postanawiali zostać i spróbować swoich sił na obczyźnie. Jednym się udało, inni nie poradzili sobie z tęsknotą za krajem i wrócili do Polski.
Kolejni znajomi przyjeżdżali, zaczęliśmy rodzić dzieci, zakładać firmy, kupować domy, robić doktoraty. Z czasem nie tylko polskie usługi zaczęły traktować nas poważnie. Banki i urzędy tłumaczyły swoje strony internetowe na język polski, a co bardziej rozwojowi menadżerowie zaczęli uczyć się naszego języka.
W pewnym momencie zrobiło się dla nas, Polaków, w Irlandii bardzo wygodnie. Teraz nie trzeba nawet znać języka angielskiego, żeby znaleźć pracę, porozmawiać z panią w kasie czy założyć konto w banku.
Co dalej?
Ceny niestety szybują w górę jak opętane, a sytuacja na runku mieszkaniowym jest wręcz fatalna. Pogoda jest kijowa ale stabilna od zawsze. To wszystko sprawia, że wielu z nas zastanawia się nad powrotem do Polski.
Deszcz padający poziomo, ceny z kosmosu, zgnilizna na ścianach, dłużej tego nie zniosę – narzeka Rafał
Niektórzy wyjechali z Irlandii i nie żałują. Inni nie dali rady przyzwyczaić się do polskich realiów.
Byłam rok i dziękuję. Never ever. Wszystkie oszczędności rozeszły się niewiadomo na co, przyjaciele rozpłynęli się gdzieś dlatego zaczynamy w Irlandii wszystko od nowa. Po raz kolejny. Tylko teraz jest już nam łatwiej. – nie traci nadziei Monika.
No właśnie. Łatwiej jest teraz czy było kiedyś? Żałujecie, że wyjechaliście z Polski? Jak wspominacie swoje pierwsze dni w Irlandii? Myślicie o powrocie do ojczyzny? Dajcie znać w komentarzu na FB.